tydzień relatywnie lżejszych od ostatnich chociaż, przez pogodę fatalną, mało przyjemny.
wpis też dzisiaj lekko na zaliczenie, ale wystarczy już, jak leje za oknem, ja nie będę cegiełki dokładał w temacie wodolejstwa. dzisiaj przynajmniej.
wtorek, w planie były podbiegi, 10x10sek sprint pod górkę, ale tak wiało, że słabo widziałem szansę na jakakolwiek dynamikę i postanowiłem więc zrobić na spokojnie, swoje 210 metrowe, ale po paru kilometrach rozbiegania przed tym, wiatr wybijał mi z głowy tą chęć, coraz bardziej i po lekkiej walce ze sobą, stwierdziłem, że skoro w planie było 10 sekund, to trzeba się tego trzymać i zrobiłem 10×17 sekund bodajże, bo taki odcinek znalazłem.
słabo było z dynamiką ich, wiatr tak duł, iż momentami miałem wrażenie, iż wisiałem w powietrzu zamiast biec do przodu, ale co było robić, jak było jak było.
niemniej trening dobry, weszło w dupe porządnie, chociaż jakoś specjalnie zmęczony mięśniowo po tym nie byłem o dziwo. spodziewałem się większej damolacji w nogach.

w środę wymuszony dzień odpoczynku zamiast patataja a w czwartek relatywnie słabo wiało, relatywnie, więc postanowiłem zrobić piątkowy alternate run znaczy się ciągły zmienny.
w planie stało to tak: 5-6x 500metrów T5 plus 800 metrów steady czyli wuj wie w sumie jakie tempo. bez żadnych przerw ciągiem. właśnie, w tej chwili, jak spojrzałem raz jeszcze na plan to okazało się, że było jednam 5-6×400+800 a nie 500+800 więc 100 metrów bonusa se dowaliłem.
wiedziałem, że nie będzie to łatwe bieganie, dlatego postanowiłem zrobić tylko 5x a do tego od razu z dużym respektem do tego podsz3edłem bo i tempa niełatwe a i bo pogoda mimo, że lepsza nie znaczy, że była dobra.
T5 było dość proste do ustalenia, moc z ostatniej piątki w parku średnia to 323 i tego też więc, postanowiłem się trzymać i weszło średnio w 327 watt co dało 3:51/km więc też bardzo zbliżone tempo do aktualnej formy mnożonej przez checi, a dzielonej przez warun pogodowy.
steady postanowiłem zrobić w strefie trzeciej, czyli jakieś powiedzmy około maratonowe tempo, co dało średnio 4:17/km więc naprawdę bardzo przyzwoicie.
trening wszedł gładko ,co nie znaczy, że lekko, ale już po drugiej pięćsetce, wiedziałem, że zrobię to bez większych problemów i tak rzeczywiśćie było. w końcu tempo dobrane do możliwość czy też raczej warunków.
nie ma co ukrywać, zadowolonym z niego mocno.
dzis rano, czyli niedziela tak leje, że jak tylko wyszedłem na dwór, to potopione kaczki pierwsze się w oczy rzucały a potem latajace kosze na smieci, więc i od razu problem, co dalej ze soba zrobić.
siedziałem tak od sódmej rano wyglądając chwili oddechu od tego syfu, ale za wypatrzyłem tyle dobrego, co stevie wonder ogadający swój nowy samochód i koło 10tej swierdziłem że walić tego longa co miał być w planie, walić to wszytsko i wychodzę zrobię chociaż 15 minut LT bo to zawsze lepsze będzie. lepiej zrobić słąbe 35 min dziadowskiego treningu, niż cały dzień użalać sie nad sobą i czekać na gulasza, czy tam innego godota.
aa no i mozna być też powiedzieć, że wczorajszy wieczór był prowadzony wyjątkowo niesportowo, tzw obowiązki towarzyskie, parę piwek było, do tego snu cztery godziny, więc zdecydowanie nie ułatwiało mi to podjęcia jakiejkolwiek decyzji, co biegać.

koło 10tej trafiłem na chwilę słońca za oknem i pleciałem od razu, z nasiskiem na. poleciałem, bo pierw wiatr jebnał mnie dwa razy o kosz i trzya razy o sfalt pierdonął, ale jakis się pozbierałem i nawet rozgrzewki za dużej nie robiłem, tylko od razu po paru minutach postanowiłem te LT zrobić nie patrzeć na nic, na moc tylko a i nawet tego też nie kontrolowałem.
po prostu zrobiłem mocne solidne 20 min po czym okazało sie, że zrobiłem to ze średnią mocą 316 watt czyli tyle ile stryd mi pokazuje CP znaczy w punk a i tempo baaaardzo dobre jak na ten warun bo 4:01 co zreszta garmin nagrodził nowym LT dał 4:00 i 169bmp, co na chwię obecną o ile co do tempa pewnie nie jestem, czy nie zbyt optymistycznie, to, te drugie jak najbardziej sie zgadzam.
z jednej strony przebąblowałem trochę ten tydzień z drugiej, trzy konkretne jednostki weszły lepiej niż wczorajsze piwa, więc płakać będziemy w następnych odcinkach.
czuj czuj, czytaj.
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz