dziwny, mało biegowy tydzień. z róźnych względów, głownie pogodowych nie udało się pobiegać jednej jednostki i znów weszły tylko cztery treningi zamiast planowanych pięciu.
w planie teoretycznie jest jednostek sześć, ale widzę, że te sześć, to jednak za dużo na tą pogodę i chyba też ogólnie wiek już wymaga więcej odpoczynku, więc na razie lecę pięć razy na tydzień z wolnym czwartkiem i poniedziałkiem, aczkolwiek w tym tygodniu piątek wyleciał z gry, bo powiedzieć, że lało i wiało to nic nie powiedzieć.
katastrofa, nawet jakieś tam alerty pogodowe przysyłali a jak wracałem z fabryki do domu, to na autostradzie po 30/h i nie było jak szybciej jechać. także tydzień lekko na zatracenie, bardziej na podtrzymanie niż jakąkolwiek sensowną robotę, chociaż dwa akcenty były i obydwa dość cieżkie.
ja zresztą po tych wczasach też ciężki i normalnie strach wchodzić na wagę, bo wstyd żenada i sromota. dawno już nie było tak źle, czyli okolice 74/75 kg czyli kurwa jakaś jebana katastrofa.
dramat i jeszcze raz dramat.
swoją drogą wiadomo, to nie jest blog jakiejś tiktokerki co to garściami teraz można spotkać w soszjal mediach, których mimo, że staram się unikać nie da się odzobaczyć czasem, więc nie ma co też scen robić i pierdolić o tej wadze non stop.
wiadomo pofolgowałem se ze browarami i żarciem na wczasach plus dużo słodkiego i przeznaczenia nie oszukasz.
a że ma to wpływ od razu na treningi, na jakość i ciężkość to i odnotować trzeba.
poniedziałek był wolny, a wtorek życie wyznaczyło nowe cele a na imię im było podbiegi.
10×30″/3min i oj zabolało. mimo, iż wydawałoby się, że długie przerwy, to nie były nic za długie a ja przyłożyłem się do nich uczciwie, na tyle uczciwie, że tętno, mimo tych przerw podchodziło już pod 160 co jak na takie krótkie odcinki, naprawdę mocno jest.
na pewno te dodatkowe kilogramy nie pomagają, z drugiej strony, ludzie kupują specjalne pasy z dociążeniem, a ja mam w gratisie i tak do tego też podchodzę, że robię siłę z obciażeniem.
o dziwo w środę, nie miłem jakiś strasznie zarżniętych nóg i całkiem spokojnie wypiłem trzecią kawę i zrobiłem luźnego patataja lekko ponad 9km.

sobota za to zaskoczyła pogodą, plus 12C słoneczko od rana i praktycznie bez wiatru, czad komando tilt normalnie, więc zadowolony byłem jak reksio w wedlinarni, że przełożyłem akcent z piątku na sobotę.
trochę te przekładanie nie jest do końca perfeckt, bo plan ułożony tak, żeby nie było akcentu po akcencie, a jednak długie bieganie, też trzeba potraktować jako akcent, ale też i bez przesady, że raz kiedyś nie da się tak biegać, za młodu to ze szwagrem, panie, nie takie akcenty dzień po dniu szły i człowiek zadowolony chodził.
sobota narastająca pierw trening potem pare piw się też udało narastająco zrobić, ale zdecydowanie bez dramatu, chociaż nie powiem, weszło dużo lepiej niż trening.
samo bieganie zaś od początku wyglądało na nielekkie i nużące i takie było pierw nużące potem coraz cięższe. esy pięć minut i zaczynamy narastające co strefę mocniej i o połowę krócej.
pierwsze 25minut w Z2 było nużące, piłowanie strefy bez polotu zakres dość szeroki od 220-255 wat gdzie moje LT to 290w dla porównania, więc dość nisko te Z2 a szło cieżko.
oczywiście ciężko w kontekście strefy w której byłem, tętno było dość niskie nawet, ale czułem te dodatkowe pasy z obciążeniem i ciągnęło się jak dwa tiry wyprzedzające się na autostradzie. zrobiło się z tych 25minut prawie 5.3km w 4;43 na średnim tętnie 134 czyli średnio nawet nie wyszedłem za Z1 ale pod koniec już miałem 140 bmp na liczniku, niemniej to wciąż bardzo dobry rezultat.
płynnie przeszedłem do 12 minut Z3 czyli strefa Y wg szkoły 20/80 a nasze polskie Tempo Maratonu. Jak zwał tak zwał, biegać trzeba było, a ja mało wciąż rozmemłany i cieżko mi się było zebrać do tego. no nie czułem polotu jakiegoś niemniej zrobiłem to w 4;17/km ale tetno pod koniec dochodziło już pod 162. niby wciąż w widełkach, bo maratońskie liczę u siebie do 164 niemniej z wyraźnym dryfem już pod koniec odcinka.
inna sprawa, że biegane to było jak zwykle na pętli koło portu czyli na klasycznej agrafce nawet z wyglądu, która to w jedną stronę w górę a drugą dla odmiany w dół, ale przeważnie biegam na połowie tej agrafki, tym razem jednak poleciałem to na całej długości co dawało dłuższe odcinki pod górkę.
dygresja długa ale też tłumaczy trochę ten dryf tętna, bo mimo, że biegane na moc, nie wszędzie da się zwolnić na tyle, żeby temu zapobiec a i zmęczenie już robiło swoje.
kolejny odcinek to 6mint LT i tu już żarty się skończyły i trzeba było spiąć dupsko, żeby to weszło jakoś uczciwie i przyzwoicie.
cieżko tak można to opisać. ciężko a robić trzeba, niemniej świadomość, iż to, aż-tylko 6minut jakoś pozwoliła to wymęczyć po 4:02 a tętno dobija do 171 przy średnim 169 z odcinka czyli jestem idealnie w punkt z tętnem LT więc kolejny odcinek zaliczony.
zostaje ostatnie 3minuty CV czyli znów posłużę się opisem z treningu:
Critical Velocity (CV) is the fastest pace a runner can sustain for 30 minutes, which for most falls at the low end of Zone 4. CV is also slower than 5K race pace and faster than 10K race pace for most runners.
i wiem, że nie dam rady zrobić w założonej mocy. za mocna strefa dla mnie na tą chwilę, mogłem letko zmodyfikować, niemniej w głowie mam, że to tylko trzy minuty i co by nie było za chwilę koniec. lece to po dolnej krawędzi wyznaczonej strefy, wkurwiam się bo akurat jest lekko z górki a stryd szczególnie ten z którym aktualnie biegam, ma też tą wadę, że niedoszacowuje mocy w biganiu w dół więc pewnie lecę i tak mocniej niż pokazuje. cieżko to idzie naprawdę cieżko, szczęsliwy się robię kiedy zaczynam biec w drógą stronę, zaczyna się odcinek „pod górkę” i dużo łatwiej zaczyna być utrzymanie załozonej mocy ale to tylko 45sekund i kniec męki. uff kurwa, weszło. zostało 8minut dobiegu do domu i można otwierać browara.
ten ostatni odcinek zrobiłem w 3:53 na średnim tętnie 173 przy końcowy 175 więc też idealnie w strefie, natomiast tuż pod strefą mocy. weszło 287 watt srednio a powinno być 290-299 to ja nie wiem, po 3;45 chyba więc na pewno nie dla mnie, nie na dzisiaj, nie z tą wagą.
zdecydowanie jednak cały trening na mocny plus. wszytsko weszło, no prawie jak wejść musiało, przynajmniej wg planu z mocą, a jakby na HR patrzeć to pop prostu idealnie w punkt. zmęczony ale zadowolony, bo robota była konkretna wbrew pozorom..

okazało się, że i nagroda też się znalazła za całokształt, w pobliskim sklepie znalazłem perłę miodowa i mimo, że za bardzo nie przepadam za nią, nie powiem, ucieszył mnie polski akcent w pakistańskim sklepie, szczególnie, że przy samym domu. więc zanabyłem celem konsumpcji.
jak widać sława o husarii na cały świat się niesie i nawet niewierni, jak tylko widzą polski produkt w hurtowni, pomni wiednia 1683 i sobieskiego od razu do sklepu biorą, żeby pierwszy lepszy lach im znów mroków średnioweczka z dupy nie zrobił.
dziś zaś spokojny patataj, ale wykonanie 75% no może 80. sam nie wiem, czy te piwo wczorajsze, czy cieżki tydzień pozatreningowy, ale nie chciało mi się klepać tego 1:40 h wg planu. jak pomyślałem, że to coś koło 20km no lekkiego obrzydzenia dostałem. wyszedłem więc z nastawieniem, że i 14 będzie dość, po drodze myśli, że może 10 starczy, w końcu to trening pod pięć kilometrów jest nie pod pięćdziesiąc no ale jakoś tak się fajnie biegło, 12C znów słoneczko, praktycznie bez wiatru, także szorty, krótka koszulka, luźno w kroku i szło na tyle spokojnie, że bez problemu wykręciłem prawie 15 km wspokojnie 4:51/km.
w przyszłym tygodniu mam być nowy stryd a ja dziś skrystalizowałem swoje cele na ten i przyszły rok myślę, ale to już chyba w nastepnym odcinku, bo przecież też trzeba bedzie mieć o czym pisac.
Piwo Perła jest tak polskie jak samochód Mini jest brytyjski. W Wielkiej Brytanii nie kupisz polskiego piwa, są jeno wyprodukowane w Polsce przez zagraniczne koncerny.
” … a ja dziś skrystalizowałem swoje cele na ten i przyszły rok myślę, ”
A ja się motam, przyszłoroczny cel jest prosty, biegać i poprawić kilka wyników 😁, trudniej odgadnąć pogodę na najbliższe miesiące i plan pod to ułożyć. Będzie śnieg i lód czy nie będzie ? W kalendarzu na marzec 10 km, kwiecień HM a maj 5 km, to chyba wymodzę plan pod 10 km i spróbuję to wszystko pogodzić i zimę jakoś przelatac bez naciągniętych łydek 😅