dlaczego Adam, gdyż to właśnie o Adamie Głogowski będzie dziś trochę więcej.
nie wiem, za cholerę nie wiem. koleś przed wywiadem w bieganie.pl kompletnie mi nieznany, niemniej sam wywiad przeczytałem z ciekawością, szczególnie zainteresował mnie fragment o tym, że zaczyna udostępniać swoje treningi wraz z opisami na stravie, co jak sam zaznaczył na zachodzie, jest jednak standardem, ale niekoniecznie u polski zawodników.
spodobała mi się też jego postawa i pewność, natomiast wcale nie odebrałem go jako aroganta.
dodałem więc do stravy ( polecam obserwowanie) odwzajemnił fallowsa, w międzyczasie weszliśmy parę razy w interakcję słowna i komunikacja tez była dobra i już to mi się w gościu spodobało, że nie ignoruje nieznajomych, chociaż do myślenia o Adamie jako trenerze, była tak samo blisko jak do zapuszczania włosów na głowie.
do tego dużo grał o bieganiu na 5km, zrobił świetną życiówkę ostatecznie w armagh 14:06 a celował w 14;20 więc zdecydowanie mi pasował.
kto mnie zna, ten wie, że nie ma dla mnie autorytetów, szczególnie biegowych, że lubię wiedzieć, po co dlaczego , jak, że najchętniej miałbym zaplanowane wszystko na rok w przód, ale ze zmianami wszystkiego o 180% co trzy dni, więc cały ja.
niemniej dobrze mi się z nim gadało, aczkolwiek na ta chwilę nie mam zarysów planu, owszem dostałem informację, że upraszczamy wszystko, że biegamy na kilometry nie czas, że będzie wpierdol, ale kontrolowany, żeby (dopisek mój) zawodnik jakoś miał siły doczołgać się do bankomatu i wpłacić za następny miesiąc i nawet rozpisał mi gratisowe te dwa aktualne przejściowe tygodnie.
Oszem napisał mi też jak będą wyglądały treningi ( z grubsza) ale akurat przeinstalowałem whatss i zginęły pierwsze rozmowy w pomroku dziejów.
niemniej , na obecna chwilę, same plusy, komunikacja, maile z rozpiską tygodniową, zainteresowanie jak aktualnie idzie, bardzo mi podeszło, tym bardziej, co dla mnie najważniejsze, od kopa załapaliśmy kontakt, co biorąc pod uwagę mój zjebany charakter i to, że nie wypominając Adam krócej żyje niż ja biegam, uważam na tym etapie za 90% roboty treningowej.
także pierwsze strydy poszły na grzyby a kawki wpierdalają ławki.
kiedy kierownik, pytał mnie ile biegam tygodniowo to napisałem jakieś 50-70 ale jak spojrzałem wczoraj na podsumowanie miesięczne na garminie, to albo ja łżę jak myszowaty, albo garmin mi co drugiego treningu nie liczy, ale raczej opcja myszowaty, jest opcją prawdziwą.
nie mówię, ze to dramat, bo można na to inaczej spojrzeć, trochę celowo, nie dokładałem kilometrów styczeń-marzec, bo pogoda była jeszcze bardzie zjebana niż pedofil zamknięty w domu starców, nie miałem ochoty na piłowanie treningów w śnieg deszcz i zimnie, wystarczy, że w fabryce 8 godzin marzłem, niemniej nabiegałem z tego 19.21/5k no i w kilometrażu jest ewidentnie pole do poprawy.
dodatkowo jednak, robię około 6-10km czasem więcej, codziennie w fabryce i to też można by doliczyć do kilometrażu jako wolne rozchodzenia więc 8 godzin na nogach może służyć za regenerację ale i dokłada się do zmęczenia też.

celem na ten rok, jest 18;30-45 i wiem, że jest to do zrobienia chociaż oczywiście wszystko się może zdarzyć po drodze, jednak na tą chwilę mam dwa starty 7maja 10km -Adam stwierdził, że polecimy to z kilometrażu głownie, sam ciekawy jestem co z tego wyjdzie.
na start namówił mnie angliczański kumpel i traktuję to jako mocne przetarcie, aczkolwiek teraz kiero decyduje co robimy z takimi biegami, bo skoro się zdecydowałem na współpracę, to piłeczka jest po stronie bloku szkoleniowego a docelowo pierwszy start na poważnie i atak na sub 19/5km jest 11 czerwca.
zobaczymy jak będzie plan wyglądał na poszczególne tygodnie, fajnie by było od czasu do czasu polecieć parkruna nawet jako mocne LT, ale znów, nie tu Adam decyzji decyduje, bo inaczej nie będzie to miało sensu. albo 100% zaangażowania i trzymania się wytycznych, albo lepiej od razu dać sobie spokój i nie męczyć się ze sobą.
biegowo ten tydzień był jeszcze prowadzający, zwiększający kilometraż chociaż o dziwno nie nudny.
do środy czas był mocno rozrywkowy, gdyż goście, goście, więc wtorkowe 12 km easy na wysokim tętnie jeszcze, czwartkowe 15 easy już na lepszym trochę niższym, ale wciąż jeszcze na oparach z początku tygodnia, dopiero sobotnie 12 km plus 8×100/100 rytm wydawałoby się w pełni wypoczęty a tu zonk, biegało się ciężko, bez polotu, widać 15stka kumulowała się jeszcze w nogach.
no cóż, nie chciało się robić kilometrów to teraz biedzie podwójny wpierdol.
dzisiaj czułem jeszcze wczorajsze bieganie w nogach i w dupie, szczególnie po tych stumetrówkach i 18km narastająco z dużym respektem potraktowałem. założenia były poleciec to w parku, sprawdzić dokładność gps garmina, tam mam odmierzoną pętle 1550m i jeżeli będzie szło to co 2 kółeczka delikatnie przyspieszać, ale jakby nie szło, to spokojnie lecieć do 10km i dopiero wtedy lekko mocniej i mocniej.
pomierzyłem wczoraj dokładnie te 100metrówki, nie żeby mi jakoś specjalnie robiło różnicę czy pobiegnę na rytmie 95 czy 103 mery, ale chciałem zobaczyć jak garmin pokazuje, te 100metrów i okazało się, że pokazuje 100metrów jako 10o metrów, co jest mocno miłą niespodzianka, bo tym bardziej nie powinno być rozbieżności na dłuższych dystansach. te podwójne gps wprowadziły jednak zajebistą dokładność i tak wiem, podwójne próbkowanie, a nie gps, ale kogo to naprawdę interesuje, grunt, że są cholernie dokładne.
samo bieganie było nielekkie dzisiaj, czułem od samego początku ciężkie nogi ale o dziwo, im szybciej tym mimo narastającego zmęczenia, czułem się coraz lepiej, żeby pod koniec ostatniego pomyśleć, jak ja kurwa, kocham tą robotę.
biegałem po parku, po różnych pętlach, ale większość na pętli dwukilometrowej, która ma największe przewyższenia, non stop góra dół, więc było dodatkowo trudno+
weszło od 4:58 do 4;19 i mimo, że poczułem to w nogach to i tak czuję się odczuciowo lepiej niż po wczorajszym.
czekam na plan a wpierdol się sam już zrobi.

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz