komputerowa głowa zaczęła od razu robić porządki ze mną z grubej rury. liczyłem na jakieś biegania typu 12 minut, że sobie odpocznę, potruchtam coś, a tu od razu chyba z 12 km perceived- czyli jak już pisałem – stanie w staniu i sobie liczy tętno 2 minuty, potem bieganie w bieganiu 59 minut ( kazał 5 minut rozgrzewkowo/recovery, a potem spokojne tempo easy ) i po tymże znów stanie w staniu po bieganiu 2 minuty i znów coś se tam ważył i mierzył.
było to 3 tygodnie temu aktualny tydzień to czwarty z liczydłem, ale po tym oszacowaniu zaraz na kolejny dzień dowalił 6 min test, poleciałem to w 3:41 potem ze 3 dni biegania i znów test tym razem 3.2km
o ile te 6 minut to czułem się zarąbiaście, dociągnięte to było do samego końca na te 99% i czułem, że walczę o sekundy, to 3.2 tragedia.
od rana wiedziałem już, że będzie lipa i to mocna. ale nic nie chciałem zmieniać w liczydle, bo biegam co biegam, a nie, że życzeniowo to będzie. no i było tak, jak czułem od rana. umęczyłem się strasznie, po 200 metrach jak spojrzałem na tempo a było 3:50 to już byłem załamany, bo odczuciowo było jakbym po 3;30 leciał – no nie szło ewidentnie. i to nawet o tempo nie chodziło, tylko o to, że żle się biegło i walczyłem o każdy metr. po kilometrze przyszło mi do głowy, żeby skoczyć ale turlałem się siłą rozpędu jeszcze, po dwóch już byłem zliczony, ale postanowiłem to ciągnąć do końca. w końcu test to test i jest jak jest, lepiej nie będzie. naprawdę nie wiem, jak to skończyłem ale jakoś dopłynąłem do brzegu, ze średnią 3;53 ale byłem zimny trup prawie. niemniej dane wejściowe już miał.
dodatkowo program też sobie ściągnął wszystko co biegałem dotychczas z garmina wstecz do 2016 ) no i wyszło mu, że dotychczas to ja chyba w druta waliłem, bo dojebał mi kilometrażu. konkretnego bo pod 80km tygodniowo w tym 80-90% to biegi spokojne, ale też nie easy, bo raczej solidne porządne bieganie w tlenie. nie easy, ale nie tempo. wg garmina drugi zakres tętna. cyferkami np ostatni tydzień to były 4 dni około 5 min/km po 18km plus ostatni piaty dostałem w nagrodę tylko trochę ponad 7km za to 10×30 sek/1min interwał w 5 zakresie tempa, czyli już max.
w zaprzeszłym tygodniu trafił się też konkretny threshold 3x10min+5mi/2 min. tempa miałem ustalone na 4:17 chyba ale widełki szerokie bo miedzy 4;10 a 4:21 przy tętnie 160-170 gdzie tętno progu u mnie to 170.
pobiegłem to po 4:10 bo skoro mogłem to czemu nie i zrobiłem to bez problemu, ale mam wrażenie, że jednak około 4;14/4:17 byłoby to jednak lepiej. to długa i ciężka jednostka i na ten czasookres raczej nie potrzebuję nic podbijać na zawał, więc raczej będę zwalniał z lekka.
takie szerokie widełki mają tez ten plus, że fajnie też to można biegać na moc, nie przejmować się nierównościami i trzymać równo waty a i tak się człowiek zmieści w zakładanych przedziałach. duży to plus dla mnie.
dzisiaj znów 59 perceiveda, znów mnie będzie szacował więc zobaczymy co dalej. póki co widzę cały czas bardzo dużo biegania w tlenie poprzetykane raz kiedyś thresholdem i repetycjami. widzę w tym sens, tym bardziej, że zaczynam się solidnie brać za wagę i może być różnie z akcentami.
rozumiem, że wpis smętny i nudny bardziej niż normalnie, ale takie też muszą być czasem.
Ale za to zdjęcie ładne, choć nie da się ukryć – jesień idzie (przekleństwa tu publicznie nie dodam) 😉
hej Beata, miło Cię tu widzieć.
wiem, ze damie nie przystaje, ale jak coś śmiało można słowem rzucić 🙂
co do zdjęć, to dzięki za dobre słowo-mam zamiar trochę powrzucać w osobne wpisy.
ale jak zawsze, lenistwo górą 🙂
Ciekawe jest co tam siedzi w tym kapeluszu i jak ten algorytm to liczy. Trochę musisz mieć emocje co tam ten program wylosuje na najbliższe dni. Nie mniej jednak obserwuję rozwój wydarzeń z ciekawością.
ha, pewnie tajemnica formy ten algorytym.
plan ma rozpisany na 21 dni, i póki co zmiany są raczej kosmetycznie.
także z grubsza wiem czego się spodziewać.
chociaż znam takich , co im podobni zmienia tylko po spojrzeniu na laptopa, ale ja u siebie się nie spotkałem z czymś takim.
u mnie na sztywno jak dzida ułana raczej.
cichykot, jak jeżdżę w góry czy na wspinanie, to rzucam wszystkim – nie tylko żelastwem, które czasem wypada mi z rąk, więc spokojnie, do damy mi daleko a może nawet koło damy w życiu nie siedziałam, zresztą to chyba straszna nuda 🙂
A co do zdjęć, to ja jestem obrazkowa (bo sama też obrazki robię, przeglądam, przerabiam, wyrzucam etc), więc zawsze na nie zwracam uwagę – trafiają do mnie bardziej, niż tekst, więc wrzucaj wrzucaj 😉
Beata, mamy identycznie to samo. ja myślę nawet obrazkami kto mnie zna wie o tym od lat. ciesze się, że nie tylko ja tak mam 🙂